Così fan tutte Teatr Wielki – Opera Narodowa

Così fan tutte Teatr Wielki – Opera Narodowa

Wolfgang Amadeusz Mozart Così fan tutte, reżyseria Wojciech Faruga, dyrygent Yaroslav Shemet.
Teatr Wielki – Opera Narodowa, premiera15 marca 2024.

Punkt wyjścia reżysera i dramaturżki – Wojciecha FarugiKlaudii Hartung-Wójciak – jest przekonywujący. Rzeczywistość zaokienna w oryginalnym libretcie jest dla współczesnego widza kompletnie nieczytelna. Któż dziś wie, poza wąskim gronem znawców epoki, dlaczego Guglielmo i Ferrando przebierają się akurat za Albańczyków. Nie mówiąc o popularnej w XVIII wieku, mesmerycznej metodzie leczenia, którą stosuje Despina, gdy udaje lekarza. Odniesień do ówczesnych realiów, nam dziś już nicniemówiących, jest w Così fan tutte znacznie więcej.

Niezaprzeczalnie Così tworzy głównie genialna muzyka Mozarta, ale nie należy pochopnie zarzucać da Pontemu miałkości libretta, co się powszechnie czyni. I między innymi Albańczycy przeczą tej miałkości. Da Ponte niewątpliwie nawiązywał do toczącej się wówczas wojny Austrii z Turcją, a Albania była wtedy częścią imperium Osmańskiego. Choć jest to opera buffa, trudno uwierzyć, że da Ponte pisał to libretto w całkowitym oderwaniu od świeżo wybuchłej Wielkiej Rewolucji Francuskiej, która miała na sztandarach nie tylko zmianę porządku społecznego, ale także obyczajowości, i to również w sferze seksualnej.

Così fan tutte Teatr Wielki – Opera Narodowa. Reż. Wojciech Faruga. Fot. Natalia Kabanow/materiał prasowy Teatru Wielkiego – Opery Narodowej.

Nie jest tylko jasne, co ma oznaczać zamykanie Fiordiligi w szklanej klatce z nieżywym krokodylem. Można spekulować, czy chodzi o przemoc i zastraszenie kobiet przez mężczyzn, czy może o coś innego. Fot. Natalia Kabanow/materiał prasowy Teatru Wielkiego – Opery Narodowej

 

Così fan tutte wystawionej w Polsce w 2024 roku, gdy za naszą granicą od dwóch lat toczy się prawdziwa wojna – wysyłanie Guglielma i Ferranda na wojnę, która trafiła do lamusa historii, zakrawałaby na ironię. Wojciech Faruga, o czym opowiadał w przedpremierowych wywiadach, szukał analogii do libretta Così  w lepiej znanych nam czasach. Dostrzegł ją w rzeczywistości przełomu lat 60. i 70. XX wieku w Stanach Zjednoczonych; w wojnie w Wietnamie, w kontrkulturze hipisowskiej i w rewolucji seksualnej zapoczątkowanej przez hipisów. Rzeczywistości całkiem dobrze znanej choćby z filmów: Hair, Czas apokalipsy czy Pluton.

Don Alfonso jest w tej inscenizacji weteranem wojny w Wietnamie, Guglielmo i Ferrando przebierają się za hipisów. Siostry Fiordiligi i Dorabella są panienkami z konserwatywnego domu. A Despina jest świeżo poślubioną żoną Don Alfonsa. Faruga i Hartung-Wójciak trochę „poprzestawiali klocki” na osi fabularnej. Despina nie jest służącą, a kobietą, która ma sprawczość. Fiordiligi i Dorabella nie stają się ofiarami mężczyzn wystawiających je na próbę. W porę odkrywają ich podstęp i to one przejmują inicjatywę w tej grze.

Podobno tylko drugą część tytułu Così fan tutte ossia la scuola degli amanti (Tak czynią wszystkie, czyli szkoła kochanków) nadał da Ponte i był to wstępnie jedyny tytuł tej opery. To Mozart poprzedził go mizoginistycznym Tak czynią wszystkie. Tak, czy owak Così aż kipi od seksualności, która w tradycyjnych inscenizacjach nie bywała szczególnie eksponowana. Klaudia Hartung-Wójciak w rozmowie dla podcastu Teatru Wielkiego – Opery Narodowej Plac Teatralny 1 powiedziała, że obecna realizacja Così w Operze Narodowej „przywraca Mozartowi cielesność”. Inaczej mówiąc, wizualizuje to, co jest zawarte pomiędzy nutami a słowami. Śpiewacy są w owe wizualizacje zaangażowani we w miarę stonowany sposób. Wyraziście, nie pozostawiając cienia wątpliwości, przedstawia cielesność ośmioro tancerzy będących w tej inscenizacji alter ego bohaterów opery.

Così fan tutte Teatr Wielki – Opera Narodowa. Premiera 15.03.2024. Fot. Natalia Kabanow/materiał prasowy Teatru Wielkiego – Opery Narodowej.

Projektantką scenografii i kostiumów oraz reżyserką świateł jest Katarzyna Borkowska. Fot. Natalia Kabanow/materiał prasowy Teatru Wielkiego – Opery Narodowej

 

A jak ta logiczna i ciekawa koncepcja wygląda na scenie? Dużo się w tym przedstawieniu dzieje, często na paru planach jednocześnie. Jak dla mnie, za dużo. Projekcje wideo chwilami wręcz przytłaczają fantasmagorycznymi kształtami i jaskrawymi kolorami. Jest nawet pluskanie w brodziku umieszczonym w głębi sceny. Subtelnie, ale jest zasygnalizowane homoerotyczne uczucie Guglielma do Ferranda. W trakcie popisowej arii tego drugiego, pojawia się na dalszych planach miłosna scena lesbijska i inne rozerotyzowane obrazki. Nie wiadomo, na czym zatrzymać wzrok. A przecież w trakcie tej arii, to nie wzrokowe, a słuchowe doznania są ważniejsze. Tymczasem uwaga jest od nich skutecznie odwracana. Wielka szkoda!
Così fan tutte pod dyrekcją Yaroslava Shemeta jest muzyczną ucztą. Atrakcją, której nie ma w innych wystawieniach, jest przywrócenie arii Guglielma Rivolgete a lui lo sguardo, dającej pole do popisu barytonowi. W prawie wszystkich inscenizacjach jest ona zastępowana króciutką arią Non siate ritorsi, odbierającą śpiewakowi możliwość zaprezentowania palety możliwości wokalnych.

Z obsady najwięcej obiecywałam sobie po Hubercie Zapiórze, grającym właśnie Guglielma. O jego udanych występach w Operze w Hanowerze, z którą był do niedawna związany, w prestiżowej monachijskiej Bayerische Staatsoper czy w Operze Wrocławskiej za dyrekcji Mariusza Kwietnia – słyszałam wiele dobrego. Poza Rivolgete… w jego wykonaniu, czekałam, jak chyba większość wielbicieli Così, na lubianą arię Donne mie la fate, a tanti a tanti. I nie zawiodłam się. Zachwycił mnie nie tylko wokalnie. Choreograf Bartłomiej Gąsior wymyślił do tej arii kapitalny ruch sceniczny, angażujący również śpiewaka grającego Ferranda (Łukasza Kózkę), ale niełatwy do wykonania, zwłaszcza dla śpiewającego. Słowa najwyższego uznania dla obu tych młodych śpiewaków za niebywałe: sprawność fizyczną i refleks. Dla mnie to, robiąca bodaj największe wrażenie, scena w tym przestawieniu.

Warto w tym miejscu odnotować, że oprócz Artura Jandy (bardzo dobrego w roli Don Alfonsa) i Łukasza Kózki, pozostali śpiewacy – Aleksandra Orłowska, Zuzanna Nalewajek, Magdalena Stefaniak i chwalony wyżej Hubert Zapiór – są absolwentami Akademii Operowej działającej przy Teatrze Wielkim – Operze Narodowej.

W rozmowie z Wojciechem Farugą i Klaudią Hartung-Wójciak, przeprowadzonej przez Agnieszkę Drotkiewicz do programu przedstawienia, oboje twórcy podkreślają, że w pracy nad tą operą ważny był dla nich temat niekończonych rewolucji. Co zostało zarzucone, czy wręcz zaprzepaszczone?
Na pytanie, jakie to znalazło odbicie w ich przedstawieniu, a przede wszystkim jak to się przekłada dziś na nasze życie – każdy widz musi sobie sam odpowiedzieć. I zapewne będą to różne odpowiedzi.

Segregator Aliny Ert-Eberdt

realizacja: estinet.pl