Giulio Cesare Warszawska Opera Kameralna – recenzja

Giulio Cesare Warszawska Opera Kameralna – recenzja

Georg Friedrich Händel Giulio Cesare, HWV 17 Warszawska Opera Kameralna. Premiera 10 października 2024

Wersja (a jest ich kilka), którą wybrał Adam Banaszak – kierownik muzyczny i dyrygent przedstawienia – wymaga czterech kontratenorów! Na prapremierze w 1724 roku, kiedy na scenie operowej królowali kastraci, te partie śpiewało trzech kastratów i kobieta sopran.

Giulio Cesare w Warszawskiej Operze Kameralnej. Yuriy Mynenko – Giulio Cesare, Nicolas Tamagna – Tolomeo. Fot. Grzegorz Bargieł

Giulio Cesare w Warszawskiej Operze Kameralnej. Po lewej Yuriy Mynenko – Giulio Cesare i Nicolas Tamagna – Tolomeo.
Fot. Grzegorz Bargieł
Giulio Cesare w Warszawskiej Operze Kameralnej. Yuriy Mynenko – Gulio Cesare, Dorota Szczepańska – Kleopatra. Fot. Krzysztof Durkiewicz

Twórcy przedstawienia zastrzegają, że jest ono dla widzów pełnoletnich. Jest w nim parę scen co nieco wyuzdanych, ale bynajmniej nie są one na pokaz, a jednoznacznie wynikają z libretta. Fot. Krzysztof Durkiewicz

Trzeba wiedzieć, że Giulio Cesare, mimo że od razu po prapremierze został okrzyknięty arcydziełem, odłożono do lamusa muzycznego na bez mała dwieście lat. Kiedy go przywrócono do repertuaru (1922), role kastratów przejęli: tenor, bas i baryton. Ten ostatni wykonywał partię tytułową. Dopiero pod koniec lat 70. XX wieku, zaczęto obsadzać w tych rolach kontratenorów.
W tym miejscu słowa uznania dla dyrekcji Warszawskiej Opery Kameralnej, która pozyskała nie czterech, a ośmiu kontratenorów. Przedstawienie ma bowiem dwie obsady. Na premierze w partii tytułowej wystąpił rozwijający międzynarodową karierę Yuriy Mynenko, partię Sesta zaśpiewał młody amerykański kontratenor Ray Chenez, a Tolomea – rozchwytywany obecnie przez realizatorów oper barokowych na całym świecie Nicholas Tamagna. Ich zmiennikami są świetni polscy kontratenorzy: Jan Jakub Monowid, Kacper Szelążek i Rafał Tomkiewicz. W partii Nirena występują na zmianę Artur Plinta i Paweł Szlachta.

Pełna wersja Giulio Cesare, tak jak ją skomponował Händel, trwałaby 4 godziny plus przerwy. W czasach Händla to była norma, ale dziś, wyłączając entuzjastów, dla pozostałych widzów byłoby to trudne do wytrzymania. Skróty oper barokowych przyjęły się i nie budzą raczej zastrzeżeń, chyba że komuś bardzo brakuje arii należącej do jego ulubionych. Po skreśleniach Adama Banaszaka, przede wszystkim w drugim i trzecim akcie, w których dramaturgia spada na rzecz arii służących głównie popisowi – przestawienie w Warszawskiej Operze Kameralnej trwa 3 i pół godziny z jedną przerwą. I nie dłuży się!

Na pierwszym planie Joanna Motulewicz – Kornelia, Artur Janda – Achilla. W głębi Ray Chenez – Sesto. Fot. Krzysztof Durkiewicz

 

Bohaterowie opery Giulio Cesare (w polskim brzmieniu Juliusz Cezar) mają pierwowzory w autentycznych postaciach żyjących w starożytnym Egipcie. Są to ludzie owładnięci żądzą władzy i namiętnościami w rozumieniu czystego seksu. Na zakochanie w romantycznym rozumieniu w ich świecie miejsca nie ma.

Gulio Cesare w Warszawskiej Operze Kameralnej. Dorota Szczepańska – Kleopatra. Fot. Grzegorz Bargieł

Dorota Szczepańska w jednym z paru wcieleń Kleopatry
Fot. Grzegorz Bargieł
Choć bohaterem tytułowym jest mężczyzna, prym w tej operze wiodą dwie postacie kobiece. W omawianej inscenizacji Warszawskiej Opery Kameralnej obie zostały doskonale obsadzone. Partię Kornelii, która bryluje w pierwszym akcie, na premierze wspaniale – i wokalnie, i aktorsko – wykonała Joanna Motulewicz.
Kleopatra – jedna z najbardziej wyrazistych postaci kobiecych w dziejach opery, godna wyjątkowości prawdziwej Kleopatry – dominuje w drugim i trzecim akcie. Na premierze w Kleopatrę wcieliła się Dorota Szczepańska. Ta śpiewaczka zyskała moją sympatię programem Lamento Project. Od Monteverdiego do Stinga, który zaprezentowała w tegorocznych Ogrodach Muzycznych.

A teraz jako Kleopatra zachwyciła mnie. Maksymalnie wykorzystała przewagę nad innymi postaciami, jaką stworzyli kompozytor z librecistą. Zmienia się nawet fizycznie, kiedy przebiera się za swoją służącą. Wychodząc przed kurtynę, za każdym razem wygląda inaczej. W każdej arii sugestywnie odsłania inny rys charakteru Kleopatry. Podczas jednej arii prawie tańczy. O perfekcji wokalnej, mogłabym w ogóle nie wspominać, bo jest ona u tej śpiewaczki oczywista.

Wielbiciele niskich, męskich głosów będą usatysfakcjonowani obecnością w obsadzie Artura Jandy. Jego przyjemny, głęboki bas-baryton poniekąd łagodzi niecny charakter granego przez niego mężczyzny, który pożąda Kornelii.

Myślę, że wszystkim śpiewakom w wykreowaniu postaci bardzo pomogły kostiumy, które zaprojektowała Anna Sekuła. Dominują w nich czernie, ciemne szarości i brązy, przełamywane czerwienią i złotem, czyli kolorami symbolizującymi władzę. Poza tym wszystkie kostiumy idealnie pasują do charakterów postaci i świetnie leżą na figurach śpiewaków. To od razu widać, że oni się w nich dobrze czują.
Strona wizualna tego przedstawienia nie ustępuje wokalnej. W scenach zbiorowych niejeden raz urzekło mnie rozmieszczenie wykonawców na scenie, które tworzyło wręcz kompozycje malarskie. Świetne są multimedia i reżyseria świateł. Śpiewaków wspomaga jedenaścioro tancerzy.
Walorem tej inscenizacji jest też brzmienie orkiestry instrumentów dawnych Musicae Antiquae Collegium Varsoviense (MACV) bliskie brzmieniu, które było w głowie Händla.

* * *

Premiera Giulio Cesare była gwoździem programu 12. Festiwalu Oper  Barokowych Warszawskiej Opery Kameralnej, która każdego roku przygotowuje na ten festiwal jedno nowe przedstawienie. W tym roku będzie także premierowo zaprezentowane koncertowe wykonanie Orfeusza Monteverdiego w doborowej obsadzie (29 października 2024).

Podczas tegorocznego festiwalu, który potrwa do 24 listopada 2024. zostaną także zagrane:

Judyta triumfująca Vivaldiego, premiera 5 października 2023

Dydona i Eneasz Purcella, premiera 7 października 2022

Castor et Pollux Rameau, premiera 27 listopada 2021

Segregator Aliny Ert-Eberdt

realizacja: estinet.pl