Idomeneo jest trzecią z kolei operą Mozarta, którą Warszawska Opera Kameralna wystawiła pod dyrekcją Alicji Węgorzewskiej-Whiskerd.
Odnoszę się do przeszłości WOK z szacunkiem, ale tamten czas już nie wróci. Warszawska Opera Kameralna musi wyłożyć nową kartę: tworzyć kolejne przedstawienia, zapraszać dobrych muzyków i rozwijać się – powiedziała Alicja Węgorzewska w wywiadzie, którego udzieliła mi wkrótce po objęciu dyrekcji („Świat Elit” nr 6/2017). Wszystkie nowe inscenizacje oper Mozartowskich, które wtedy zapowiedziała zostały zrealizowane. Kolejno: Così fan tutte w reż. Marka Weissa, Uprowadzenie z seraju w reż. Jurija Aleksandrowa i wyreżyserowany przez Michała Znanieckiego Idomeneusz, król Krety (Idomeneo, redi Créta), który zainaugurował obecny sezon Warszawskiej Opery Kameralnej.
W tytułowego Idomeneusza wcielił się Aleksander Kunach. Idamante grają na zmianę Elżbieta Wróblewska i Elwira Janasik, Elettrę – Marcelina Beucher i Anna Mikołajczyk. Kierownictwo muzyczne sprawuje Marcin Sompoliński. Scenografię stworzył stały współpracownik Znanieckiego Luigi Scoglio. Autorką kostiumów jest Małgorzata Słoniowska. Kostiumy są z plastiku. W lipcu podczas Festiwalu Mozartowskiego mogą stać się udręką dla śpiewaków, jeżeli przyjdzie im grać w upale.
Na reżyserowanie w WOK Znaniecki czekał całe życie. Jest fanem tego teatru, pociąga go bliska odległość śpiewaków od widza. Widział tu wszystkie opery Mozartowskie zrealizowane przez tandem Peryt – Majewski. Od dawna był zapraszany przez kolejnych dyrektorów WOK do współpracy, ale ciągle nie udawało się zgrać terminów. Dopiero teraz stało się to możliwe.
Trzy pytania do Michała Znanieckiego, inscenizatora i reżysera Idomeneo w WOK
Kto komu zaproponował Idomeneo – WOK Panu, czy odwrotnie?
Rozmawialiśmy z dyrektor Alicją Węgorzewską o kilku tytułach. Planujemy w przyszłości następne wspólne przedsięwzięcia. Teraz zależało mi na Mozartowskiej operze seria, ponieważ jego opery buffa reżyserowałem już wielokrotnie. Idomeneo wydał mi się interesujący dlatego, że pracowałem w tym czasie nad Ifigenią na Taurydzie Glucka i przemyśliwałem, co znaczy, gdy trzeba poświęcić własną córkę i jak to przełożyć na dzisiejsze czasy. W Idomeneo jest analogiczna sytuacja – ojciec ma złożyć w ofierze syna.
Autorem libretta był salzburski ksiądz, mierny literat, który nie ustrzegł się scenariuszowych absurdów. Co uznał Pan za interesujące dla współczesnego widza?
Bezsilność wobec wyroków losu czy bogów. Każdy wierzy w Boga, jakiego chce, ale przeznaczenie występuje we wszystkich religiach. Powszechna jest wiara, że prowadzi nas jakaś siła, ktoś nad nami czuwa lub zapomina o nas, czy wręcz zsyła pokusy.
Idomeneo nieustannie szuka sposobu, jak ocalić syna, ale Neptun mu w tym przeszkadza. Dlatego na scenie porozwieszaliśmy tiule utrudniające śpiewakom poruszanie się. Przez cały spektakl usiłują się przebijać przez tę tkaninę. W finale wszystkie tiule opadają, król staje się wolny i… Nie chcę spoilerować, bo dopowiadam własne zakończenie.
Na czasie jest konflikt narodowościowy. Zakochana para Ilia i Idamante pochodzą z wrogich sobie narodów. Chór jest podzielony na Kreteńczyków i Trojan. Uwolnieni jeńcy trojańscy przebaczają swoim oprawcom, ale przybywający arcykapłan z powrotem ich rozdziela. Chór, jak zawsze w moich przedstawieniach, otrzymał zadania aktorskie. Jeżeli widz odwróci czasem uwagę od głównych bohaterów i zechce poobserwować chórzystów – odczyta moje przesłania.

Reżyseruje Pan w wielkich teatrach i jest specjalistą od widowisk plenerowych. Jak odnalazł się Pan w niewielkiej przestrzeni sceny Warszawskiej Opery Kameralnej?
Było to dla mnie wyzwaniem i frajdą. Przestrzeń ograniczała pomysły inscenizacyjne, a zarazem wyzwalała kreatywność. Udało nam się znaleźć rozwiązanie, dzięki któremu scena zyskała głębię. Mapping, który w teatrze jest zazwyczaj stosowany jako ozdoba, w naszym przedstawieniu służy do interpretacji libretta. Mamy osobę*, która w każdym spektaklu dostosowuje projekcje do tempa nadawanego przez dyrygenta, zmieniającego się przecież każdego wieczoru, i oddycha razem ze śpiewakami. To ewenement w operze.
*Za projekcje odpowiedzialna jest Karolina Jacewicz, która wcześniej zajmowała się mappingiem w Pierścieniu Nibelunga, wyreżyserowanym przez Znanieckiego w Oviedo.
Fot. Jarosław Budzyński/Warszawska Opera Kameralna
Don Giovanni w Warszawskiej Operze Kameralnej
Wesele Figara w Warszawskiej Operze Kameralnej