Ja, kapitan – recenzja

Ja, kapitan – recenzja

Ja, kapitan Scenariusz i reżyseria Matteo Garrone. Współscenarzysta Massimo Ceccherini.
W rolach głównych: Seydou Sarr, Moustapha Fall, Issaka Sawadogo, Hichem Yacoubi

Ja, kapitan to film z rzędu tych, po których wychodzi się z kina z poczuciem, że gdyby się go nie obejrzało – bardzo wiele by się straciło.

Ja, kapitan. reż. Matteo Garrone. Srebrny Lew za reżyserię na MFF w Wenecji (2023). Fot. Materiał prasowy Aurora Films

Matteo Garrone zrobił ten ważny społecznie film w konwencji kina drogi
Ja, kapitan. operatorem filmu był Paolo Carnera. Fot. materiał prasowy Aurora Films

Dodatkowym walorem są świetne zdjęcia Paola Carnery

Tematem filmu Ja, kapitan jest jeden z najbardziej palących problemów współczesnego świata – kryzys humanitarny związany z uchodźstwem. Ja, kapitan był zresztą konkurentem Zielonej granicy Agnieszki Holland do nagród na ubiegłorocznym MFF w Wenecji. Holland otrzymała w Wenecji Nagrodę Specjalną Jury, a Garrone Srebrnego Lwa za reżyserię. Może nawet powinien dostać złotego? Uczynienie z tak trudnego tematu społecznego, artystycznie bardzo dobrego filmu, to nie lada sztuka. Kapitalne są sekwencje oniryczne, które absolutnie nie odstają od realistycznej narracji, wręcz przeciwnie, pasują do niej jak ulał.
W odróżnieniu od Zielonej granicy i większości dokumentów czy reportaży, w których uchodźcy widziani są oczami Europejczyków – Ja, kapitan pokazuje ich przez pryzmat przeżyć dwóch senegalskich nastolatków. Nieprzypadkowy jest tytuł (we włoskim oryginale Io Capitano) zapowiadający historię, która zostanie opowiedziana w pierwszej osobie.

Ja, kapitan. W rolach głównych senegalscy nastolatkowie. Fot. Materiał prasowy Aurora Films

Seydou Sarr (w drugim rzędzie przy oknie) został za swoją rolę nagrodzony na MFF w Wenecji w 2023
Seydou i Moussa nie muszą uciekać ani przed wojną, ani z powodów politycznych. Chcą realizować swoje muzyczne marzenia. Z Internetu wiedzą, jak czarni muzycy podziwiani są w Europie; jak u nas się żyje; jak choćby wyglądają nasze mieszkania.
Oni mieszkają na kupie, śpią pokotem na materacach rozłożonych na podłodze. A jeśli chodzi o spełnianie się muzycznie, mogą jedynie – co zresztą potrafią robić znakomicie – grać na bębnach do tańca, będącego (gdyby ktoś nie wiedział) nieodłączną częścią kultury afrykańskiej.
Poza tym obaj wierzą, że gdy staną w Europie na nogi, będzie ich stać na przysyłanie pieniędzy rodzinom w Senegalu.

To, co przeżywają ci chłopcy wraz z innymi uchodźcami, zmierzającymi razem z nimi do Europy, jest niewyobrażalne. Chylę czoło przed Garrone, że to pokazał. Droga z Senegalu do Libii, którą oddziela od Sycylii już „tylko” Morze Śródziemne, wiedzie przez Mali i Niger – czytaj przez Saharę, pokonywaną w znacznej części pieszo. W kolejnych etapach exodusu uchodźcy pod groźbą więzienia i tortur doprowadzających zazwyczaj do śmierci, muszą płacić haracze.

Tzw. pośrednicy, którzy myślą tylko o nabijaniu sobie kabzy, przerażają! Życie ludzkie nic dla nich nie znaczy. Szesnastoletniemu Seydou, który nigdy nie miał do czynienia z żeglugą morską dają do wyboru: stanąć za sterem rozklekotanego statku rybackiego wypełnionego po brzegi uchodźcami albo pożegnać się z tak bliską już perspektywą dotarcia do Europy.

Reżyser szukał odtwórców głównych ról w całej Afryce. Po długich poszukiwaniach znalazł ich w Senegalu. Obaj nastolatkowie grają doskonale. Odniosłam wrażenie, że byli przed kamerą sobą. Wymowne jest to, że filmie noszą swoje prawdziwe imiona.

Z chłopcem, którym jest na ekranie Seydou Sarr, chciałoby się obcować. Mam na myśli jego busolę moralną i ujmującą osobowość. Nie dziwi, że obaj młodzi Senegalczycy po skończeniu zdjęć do filmu zamieszkali razem z matką reżysera we Włoszech. Jeden rozwija zdolności muzyczne, drugi jest piłkarzem w miejscowej drużynie.

Seydou Sarr i Moustapha Fall w filmie Ja, kapitan

Seydou Sarr i Moustapha Fall zagrali doskonale!

Na początku filmu matka Seydou kategorycznie zabrania mu wyjazdu do Europy. Wypowiada znamienne zdanie (przytaczam je z pamięci): „Jeżeli chcesz nam pomagać – musisz być tu z nami”. Matteo Garrone chciał chyba tym zdaniem zasygnalizować, że należałoby pomagać Afrykanom w ich krajach. Nie musieliby oni wtedy narażać życia i masowo umierać po drodze do «europejskiego raju». Ale tego to już żaden film nie załatwi. Jednakże, może pobudzić myślenie na ten temat.

Zdjęcia – materiał prasowy dystrybutora/Aurora Films

Segregator Aliny Ert-Eberdt

realizacja: estinet.pl