Ja, kapitan Scenariusz i reżyseria Matteo Garrone. Współscenarzysta Massimo Ceccherini.
W rolach głównych: Seydou Sarr, Moustapha Fall, Issaka Sawadogo, Hichem Yacoubi
Ja, kapitan to film z rzędu tych, po których wychodzi się z kina z poczuciem, że gdyby się go nie obejrzało – bardzo wiele by się straciło.
Tematem filmu Ja, kapitan jest jeden z najbardziej palących problemów współczesnego świata – kryzys humanitarny związany z uchodźstwem. Ja, kapitan był zresztą konkurentem Zielonej granicy Agnieszki Holland do nagród na ubiegłorocznym MFF w Wenecji. Holland otrzymała w Wenecji Nagrodę Specjalną Jury, a Garrone Srebrnego Lwa za reżyserię. Może nawet powinien dostać złotego? Uczynienie z tak trudnego tematu społecznego, artystycznie bardzo dobrego filmu, to nie lada sztuka. Kapitalne są sekwencje oniryczne, które absolutnie nie odstają od realistycznej narracji, wręcz przeciwnie, pasują do niej jak ulał.
W odróżnieniu od Zielonej granicy i większości dokumentów czy reportaży, w których uchodźcy widziani są oczami Europejczyków – Ja, kapitan pokazuje ich przez pryzmat przeżyć dwóch senegalskich nastolatków. Nieprzypadkowy jest tytuł (we włoskim oryginale Io Capitano) zapowiadający historię, która zostanie opowiedziana w pierwszej osobie.
To, co przeżywają ci chłopcy wraz z innymi uchodźcami, zmierzającymi razem z nimi do Europy, jest niewyobrażalne. Chylę czoło przed Garrone, że to pokazał. Droga z Senegalu do Libii, którą oddziela od Sycylii już „tylko” Morze Śródziemne, wiedzie przez Mali i Niger – czytaj przez Saharę, pokonywaną w znacznej części pieszo. W kolejnych etapach exodusu uchodźcy pod groźbą więzienia i tortur doprowadzających zazwyczaj do śmierci, muszą płacić haracze.
Tzw. pośrednicy, którzy myślą tylko o nabijaniu sobie kabzy, przerażają! Życie ludzkie nic dla nich nie znaczy. Szesnastoletniemu Seydou, który nigdy nie miał do czynienia z żeglugą morską dają do wyboru: stanąć za sterem rozklekotanego statku rybackiego wypełnionego po brzegi uchodźcami albo pożegnać się z tak bliską już perspektywą dotarcia do Europy.
Z chłopcem, którym jest na ekranie Seydou Sarr, chciałoby się obcować. Mam na myśli jego busolę moralną i ujmującą osobowość. Nie dziwi, że obaj młodzi Senegalczycy po skończeniu zdjęć do filmu zamieszkali razem z matką reżysera we Włoszech. Jeden rozwija zdolności muzyczne, drugi jest piłkarzem w miejscowej drużynie.
Na początku filmu matka Seydou kategorycznie zabrania mu wyjazdu do Europy. Wypowiada znamienne zdanie (przytaczam je z pamięci): „Jeżeli chcesz nam pomagać – musisz być tu z nami”. Matteo Garrone chciał chyba tym zdaniem zasygnalizować, że należałoby pomagać Afrykanom w ich krajach. Nie musieliby oni wtedy narażać życia i masowo umierać po drodze do «europejskiego raju». Ale tego to już żaden film nie załatwi. Jednakże, może pobudzić myślenie na ten temat.
Zdjęcia – materiał prasowy dystrybutora/Aurora Films