Stanisław Daniel Kotliński – baryton i Marco Balderi – fortepian w ramach cyklu Warszawskiej Opery Kameralnej Recitale mistrzowskie przybliżyli postać włoskiego kompozytora Francesca Paola Tostiego. Francesco Paolo Tosti (1846–1916) cieszył się uznaniem Verdiego i Pucciniego. Skomponował ok. 500 pieśni mających formę zbliżoną do arii. Ich popularność we Włoszech bywa porównywana ze sławą piosenek Beatlesów.
Pieśni Tostiego miał w repertuarze Luciano Pavarotti; wykonuje je do dziś na recitalach Andrea Bocelli. Obaj przygotowali wybrane przez siebie utwory właśnie z Marco Balderim. Pavarotti dał z Balderim 40 recitali z programem składającym się wyłącznie z kompozycji Tostiego.
Koncert Kotlińskiego i Balderiego w Zamku Królewskim w Warszawie był prezentacją płyty z utworami tego nieznanego w Polsce kompozytora (Tosti. Romanza da salotto Italiana. Kotliński, Balderi). Artyści przedstawili 12 z 21 utworów znajdujących się na CD, wydanym przez Dux.
Stanisław Daniel Kotliński podjął się podwójnego zadania. Między utworami opowiadał o Tostim. Przed każdą pieśnią czytał też w całości jej tłumaczenie na język polski. Są to bardzo emocjonalne teksty: „Upajam się, gdy patrzysz na mnie. Umieram, gdy słyszę twój głos” (Malìa/Oczarowanie); „Wyjechać, to jakby trochę umrzeć” (Chanson de l’Adieu/Pieśń pożegnalna); „Kiedyś utracę mój sen i ciebie” (Tristezza/Smutek).
Malìa w dosłownym tłumaczeniu to nie oczarowanie, a czary. Tę pieśń Tosti zadedykował jednemu z braci Reszke.
Z ciekawostek przytoczonych przez Stanisława Kotlińskiego zapamiętałam, że Tosti, już jako obywatel brytyjski, podejmując w Londynie Carusa, napisał dla niego pieśń Przyjdź.
Kiedy przygotowywał gwiazdę Covent Garden Nellie Melbę do roli Aidy, będąc w Wenecji, wypłynął z nią na lekcję gondolą. Natychmiast ruszył za nimi sznur gondoli i zaimprowizowany koncert zakończył się na pl. Świętego Marka. Tosti z Melbą spróbowali potem powtórzyć ten performance na Tamizie, ale w Londynie nikt na nich nie zwracał uwagi.
To był ciekawy i miły wieczór – walor poznawczy niezaprzeczalny, atmosfera przyjemna. Stanisławowi Kotlińskiemu słowa uznania należą się nie tylko za interpretację, ale też za wyjście obronną ręką z karkołomnego połączenia śpiewania z opowiadaniem.
Fot. Jarosław Budzyński