Fragmenty briefingu z udziałem Philippe’a Tłokińskiego, który zagrał Jana Nowaka-Jeziorańskiego i Jana Ołdakowskiego, dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego, które było pomysłodawcą i współproducentem filmu.
Zagrał Pan ważną postać z historii Polski. Film będzie oglądany przez młodzież, a więc ukształtuje jej wyobrażenie o tym człowieku. Czy czuje Pan odpowiedzialność?
Philippe Tłokiński: Samo podejście do historycznej postaci jest odpowiedzialnością. Widziałem film, w którym postać historyczna została „zmasakrowana”. Aktor, który podejmuje się takiej roli, ma świadomość, że będzie rozliczany z tego jak zagrał.
W tym przypadku producent założył, że film nie musi odzwierciedlać rzeczywistości jeden do jednego.
Nie musiałem naśladować mówienia czy chodzenia Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Miałem pewną swobodę w odtwarzaniu tej postaci. Zależało mi na tym, żeby być wiernym sposobowi myślenia Nowaka-Jeziorańskiego. Był on człowiekiem rozważnym, czuł historię, często używał określenia tętno historii. Znamy go dobrze z powojennej działalności i pamiętamy jako starszego pana. W filmie Kurier oglądamy go jako trzydziestolatka. Odbyłem wiele rozmów z ambasadorem Kuźmińskim, który przyjaźnił się z Nowakiem-Jeziorańskim i zastanawialiśmy się, jakim mógł być on człowiekiem w młodości.
Jaki jest grany przez Pana Jeziorański?
Odważny i rozważny, a także elegancki i szarmancki jak przystało na przedwojennego oficera z inteligenckiego domu.
Czy dodał Pan coś od siebie do scenariusza?
Do scenariusza podchodzę jak do partytury muzycznej. Drobiazgowo analizuję treść, zastanawiam się, jak ja bym się zachował w takiej samej sytuacji. W każdej roli jest trochę mnie, ale w wypowiadanych kwestach niczego nie zmieniam.
Wiemy, że dialogi opierają się na autentycznych wypowiedziach, m.in. na stenogramach ze spotkań Komendy Głównej AK. To ułatwiało, czy utrudniało interpretację?
Scena spotkania szefów oddziałów Komendy Głównej AK była już wcześniej tematem spektaklu Teatru Telewizji. Jak to spotkanie przebiegało słowo w słowo, tego nie wiemy. Dialogi w scenariuszu, nie tylko zresztą w tej scenie, są epickie. Kiedy aktor dostaje epicki tekst, jego zadaniem jest taka interpretacja, żeby zabrzmiał on zwyczajnie. „Trzeba walczyć” można powiedzieć na różne sposoby i za każdym razem będzie inny wydźwięk. A słowa są te same.
Czy film wyjaśnia młodym widzom, dlaczego ich rówieśnicy musieli przystąpić do beznadziejnej walki?
„Musieli”? Decyzja o wybuchu powstania nie została przecież oceniona jako dobra. Film kładzie akcent na to, że była ona trudna, wręcz dramatyczna, bo nie było innego wyjścia. Wielokrotnie to słyszałem z ust historyków, którzy przygotowywali mnie do tej roli.
A znalazł Pan jakąś odpowiedź dla siebie?
Czy jedyną odpowiedzią nie jest tu znak zapytania? Jednoznaczna odpowiedź będzie tylko źródłem nic już niewnoszących w tej sprawie polemik.
Co Pan wiedział o Janie Nowaku-Jeziorańskim przed filmem?
Tylko tyle, że był dyrektorem Radia Wolna Europa, a w ostatnich latach życia jako dyplomata zrobił wiele dobrego dla Polski. Nie miałem pojęcia o jego wojennych misjach. Dzięki przygotowującym mnie do filmu spotkaniom w Muzeum Powstania Warszawskiego, wypełniłem luki w wykształceniu, częściowo wynikające z tego, że urodziłem się we Francji, a wychowywałem w Szwajcarii.
Do kogo film jest skierowany: do młodych, w których ma wzbudzić zainteresowanie ważnymi wydarzeniami z historii Polski, czy do wielbicieli kina sensacyjnego?
Myślę, że to jedna i ta sama grupa. Takie też było założenie producentów, którym zależało na dynamicznym kinie akcji, które zachęci do zainteresowania się tamtymi wydarzeniami.
Na pewno przyjemnością będzie oglądanie filmu Władysława Pasikowskiego, który jest mistrzem trzymającego w napięciu szpiegowskiego kina akcji.
Na czym polegała misja Jana Nowaka-Jeziorańskiego?
Jan Ołdakowski: Jan Nowak-Jeziorański był w czasie II wojny światowej kurierem i emisariuszem Komendy Głównej AK i Rządu RP w Londynie. Trzykrotnie przebył tam i z powrotem drogę z Warszawy do Londynu, przenosząc tajne informacje. W filmie pokazujemy jego ostatnią, przedpowstańczą misję. Po powrocie do kraju odkrywa, że sytuacja widziana z Londynu w okupowanej Polsce wygląda zupełnie inaczej.
Film zagląda za kulisy wielkiej polityki i pokazuje miejsce Polski w tej wielkiej polityce…
Chcieliśmy, żeby ten film stał się pretekstem do refleksji, jaka nauka płynie z historii. Czy poświęcenie rzeczywiście było wtedy jedyną możliwą drogą? Z perspektywy powojennej działalności Nowaka-Jeziorańskiego powinniśmy robić wszystko, żeby nie było już żadnych powstań. Ani przegranych, ani wygranych. I żeby dyskusja o nich kończyła się na Powstaniu Warszawskim.
Ile w historii oglądanej na ekranie jest faktów, a ile konfabulacji powstałej na potrzeby scenariusza?
O Niemcach śledzących poczynania AK wiemy znacznie mniej, siłą rzeczy postacie Niemców zostały poddane konfabulacji, natomiast większość przygód Nowaka-Jeziorańskiego jest prawdziwa. Niektóre nie wyglądają tak samo jak w rzeczywistości, ale w stu procentach oddają sedno jego misji.
Dlaczego Muzeum Powstania Warszawskiego wybrało tylko jeden epizod z życia Jana Nowaka-Jeziorańskiego?
Z ograniczeń budżetowych. Moim marzeniem są następne filmu o Janie Nowaku-Jeziorańskim. Drugą jego misją było Radio Wolna Europa, które kształtowało myślenie Polaków. W milionach domów słuchano felietonów i komentarzy najwybitniejszych rodaków przebywających na emigracji i samego Jana. O ile „Kultura” Jerzego Giedroycia sublimowała kulturę, Nowak-Jeziorański przekładał kulturę wysoką na język popularny. Trzecią jego misją były starania o przyjęcie Polski do NATO. To była nadzwyczajna akcja. Jeziorański przełamał niechęć amerykańskich kongresmenów. Starał się dotrzeć do każdego wpływowego kongresmena i zmienić jego zdanie. I to mu się udało.
Najważniejsze z punktu widzenia Muzeum Powstania Warszawskiego było jego przejmujące przemówienie na otwarciu naszego muzeum. Zwiedzał je na kilka tygodni przed swoją śmiercią. Widząc setki młodych ludzi, zwiedzających w tym samym czasie co on, nie dowierzał, że przyszli tutaj z własnej woli, nawet nas zapytał, czy nie ściągnęliśmy ich jako statystów.
Był szczęśliwy, że historia stała się ciekawa dla młodych ludzi.
Wybór pytań i redakcja tekstu Alina Ert-Eberdt
Przeczytaj recenzję filmu