Nie oglądałam serialu The Crown, nie znałam poprzednich filmów nagradzanej w Cannes włoskiej reżyserki i scenarzystki Alice Rohrwacher, a temat filmu wydał mi się średniointeresujący. Zachętą do obejrzenia La Chimery był dla mnie udział Isabelli Rossellini, której nazwisko od Białych nocy Taylora Hackforda i Blue Velvet Davida Lyncha niezmiennie mnie elektryzuje.
Nie widziałam tej aktorki na ekranie od paru dziesiątek lat, jej współczesnych zdjęć także nie. Gdybym nie wiedziała, że gra w tym filmie – nie rozpoznałabym jej. Przez co najmniej połowę seansu czekałam na jej pojawienie się na ekranie, nawet nie domyślając się, że ta stareńka aktorka, którą już widziałam w jednej z początkowych sekwencji, to ona. Czas i, jak sądzę, charakteryzacja bardzo ją zmieniły, ale nadal jest to pani z klasą. Noblesse oblige. (Gdyby ktoś nie wiedział, Isabella jest córką Ingrid Bergman – wybitnej aktorki, słynącej także z urody – i Roberta Rosseliniego – jednego z najwybitniejszych włoskich reżyserów).
W La Chimerze gra matkę tajemniczej ukochanej głównego bohatera, pojawiającej się w retrospekcjach. W tym filmie jest więcej, czekających na rozwiązanie zagadek. Pod płaszczykiem uczestnictwa archeologa w grabieżach grobowców kryje się historia miłosna nawiązującą do mitu Orfeusza. Oglądamy też całkiem realistyczną więź, która rodzi się między budzącym sympatię głównym bohaterem, a inną kobietą, również budzącą sympatię widza. Jest wątek, który można uznać za sensacyjny. Są niepokojące przeloty ptaków. I tajemnicza czerwona nić…