La serva padrona w Polskiej Operze Królewskiej
Nie da się tego sprawdzić, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że Andrzej Klimczak, dyrektor Polskiej Opery Królewskiej, nie myli się twierdząc, iż POK jako pierwszy na świecie teatr operowy, przygotował premierę w czasie pandemii. W żywym teatrze, z publicznością na widowni. W dodatku w rekordowo krótkim czasie. Decyzja o realizacji przedstawienia zapadła na miesiąc przed premierą, która odbyła się 4 lipca 2020 r.
Wybór padł na intermezzo La serva padrona (Służąca panią) Giovanniego Battisty Pergolesiego. Przede wszystkim to perełka tego gatunku. Po drugie, przystaje do obowiązujących obostrzeń sanitarnych – trwa ok. godziny, w obsadzie tylko dwoje śpiewaków plus postać niema i nie trzeba dużego zespołu instrumentalnego, żeby oddać blask dzieła. Ale jest i trzecia przyczyna. La serva padrona zainaugurowała przed prawie sześćdziesięcioma laty działalność Warszawskiej Opery Kameralnej, z której wywodzi się Polska Opera Królewska. Premiera z udziałem ówczesnych polskich supergwiazd operowych – Bogny Sokorskiej i Bernarda Ładysza – odbyła się 12 września 1961 r. w Królewskim Teatrze w Łazienkach, który dziś jest sceną Polskiej Opery Królewskiej. POK przymierza się do uczczenia w 2021 r. okrągłej rocznicy tamtej premiery, by przypomnieć drogiego sercu„pokowców” Stefana Sutkowskiego (1932–2017), współzałożyciela Warszawskiej Opery Kameralnej (wraz Joanną i Janem Kulmami oraz z Zofią Wierchowicz i Andrzejem Sadowskim). Obecna premiera jest forpocztą przyszłorocznych uroczystości.
Reżyserii La serva padrona w czasie pandemii podjęła się współpracująca z POK Jitka Stokalska. Kierownictwo muzyczne objął Krzysztof Garstka – twórca i szef Zespołu Instrumentów Dawnych Polskiej Opery Królewskiej Capella Regia Polona. Tym razem CRP gra w okrojonym, sześcioosobowym składzie. Dla muzyków, jak podkreśla Garstka, to wyjątkowe przeżycie, ponieważ stają się solistami w orkiestrze.
Oryginalna partytura w stroju 440 realizowana jest w niższym stroju (415), co utrudnia śpiewanie sopranom, ale „ratuje życie” basom.
Na wybór śpiewaków miał wpływ krótki czas na „postawienie” przedstawienia. W grę wchodzili ci, którzy szybko się uczą i tacy, którzy już występowali w tej operze. Realizatorzy zdecydowali się na dwie obsady. W pierwszej, którą widziałam, śpiewają Sławomir Jurczak i Agnieszka Kozłowska. Kozłowska należy do tych szybko uczących się. Jurczak brał uprzednio udział w dwóch La serva padrona: na marionetkowej scenie WOK i na Zamku w Pszczynie podczas festiwalu Wieczory u Telemanna w 2013 r. W pszczyńskiej inscenizacji, w reżyserii również Stokalskiej, arie wykonywano po włosku, a recytatywy po polsku w doskonałym (co potwierdza Jurczak) przekładzie Joanny Kulmowej. Publiczność bawiła się wybornie.
Obecna premiera w POK, zgodnie z przyjętym zwyczajem, śpiewana jest w całości w języku oryginału. Dla obcowania z polotem i dowcipem Joanny Kulmowej warto byłoby w drodze wyjątku odstąpić od tej zasady, ale niestety, po śmierci Joanny i Jana Kulmów prawa autorskie zostały osierocone.
Było to moje pierwsze wyście do teatru po lockdownie. Polska Opera Królewska troskliwe zadbała o bezpieczeństwo widzów. Tworzyliśmy audytorium zaledwie 40-osobowe. Siedzieliśmy rozproszeni w co drugim rzędzie. Maseczki lub przyłbice trzeba było mieć własne, ale obsługa obowiązkowo każdemu z wchodzących do teatru odkażała ręce. Środek dezynfekujący znajdował się też w toalecie.
Należę do przewrażliwionych, więc trochę mąciła mi spokój widzka ze zsuniętą na brodę maseczką, ale mam świadomość, że histeryzowałam, bo ta osoba siedziała ode mnie dalej niż dwa metry, więc nawet gdyby była nosicielem, nie stanowiła dla mnie zagrożenia. Poza tym miejsca zajmowaliśmy dowolnie i każdy mógł wybrać najbardziej oddalone od innych lub się przesiąść.
Oglądanie nareszcie z widowni żywego spektaklu było dużą przyjemnością, tym większą, że jest to udane przedstawienie.
Premiera drugiej obsady, w której śpiewają młodzi śpiewacy – Aleksandra Klimczak i Paweł Michalczuk – 11 lipca 2020.