List z Warszawy – konferencja prasowa
Fragmenty
JAK TO SIĘ ZACZĘŁO?
Gary Guthman – współautor libretta i kompozytor musicalu List z Warszawy
– Gdy osiem lat temu poznałem Domana Nowakowskiego, postanowiliśmy razem napisać musical. Szukaliśmy tematu wśród różnych historii, ale na żadną nie mogliśmy się zdecydować. Kiedy Doman zapytał, co mnie najbardziej interesuje, zdałem sobie sprawę, że najciekawsze wydaje mi się to, czego sam w ostatnim czasie doświadczyłem. Podczas mojego pierwszego pobytu w Polsce, byłem zaskoczony tym, że Polska jest inna niż myślałem. Jako amerykański Żyd spodziewałem się antysemityzmu, tymczasem ani razu się z nim nie spotkałem. Zorientowałem się, że Polacy też mają dramatyczne przeżycia z czasów II wojny światowej i chciałem je poznać, tym bardziej, że większość ludzi na świecie rozumie żydowski punkt widzenia, a polskiego w ogóle nie zna. Kiedy to sobie uświadomiłem, podjęliśmy z Domanem decyzję, że nasz musical będzie właśnie o tym.
Doman Nowakowski – współautor libretta
– Zanim zasiedliśmy do pisania, spędziliśmy wiele godzin na rozmowach. Gary uczył mnie żydowskiego punktu widzenia, a ja jego polsko-chrześcijańskiego. Świadomie nie używam określenia «polski punkt widzenia», ponieważ wielu Żydów czuło się i czuje Polakami. Roboczy tytuł musicalu brzmiał właśnie Punkty widzenia.
Jest to prawdopodobnie jedyny w historii tego gatunku musical, który powstawał symultanicznie. Wyglądało to tak: rozmawialiśmy po angielsku, potem ja spisywałem wszystko po polsku. Później napisałem po polsku sztukę teatralną, zatytułowaną List z Warszawy. Wysłałem ją Garemu, który „wrzucił” ją do Google Tłumacza i do dialogów napisał, po angielsku, teksty piosenek, które ja zaadaptowałem i przetłumaczyłem na język polski.
Kiedy pojawiła się nasza reżyserka, stwierdziła, że zrobi z tego jedną polsko-angielską wersję, w której Amerykanie mówią po angielsku, a Polacy po polsku.
Natalia Kozłowska – reżyser musicalu List z Warszawy
– Zorientowałam się, że niektóre teksty brzmią lepiej po polsku, a inne po angielsku. Zapewne dlatego, że powstawały symultanicznie. Uznałam, że nadarza się okazja, by pokazać, jak to wygląda naprawdę, gdy obcokrajowcy przyjeżdżają do Polski. Gramy z podwójnymi napisami: dla nieznających angielskiego i dla niemówiących po polsku.
Doman Nowakowski
– Proszę jednak nie pomyśleć, że jest to zaadaptowana na musical „książka historyczna” lub „książka o stosunkach międzynarodowych”. Tematem Listu z Warszawy jest miłość, miłość i jeszcze raz miłość ze stosunkami polsko-żydowskimi w tle na przestrzeni dziejów – że tak to ujmę.
WYJĄTKOWOŚĆ LISTU Z WARSZAWY
Dariusz Kordek – odtwórca roli dyrektora teatru, mieszczącego się w pożydowskiej kamienicy w Warszawie
– Chciałbym zwrócić uwagę na podwójną wyjątkowość tego musicalu. Pierwsza to światowa prapremiera, a druga fakt, że List z Warszawy należy do nurtu broadwayowskiego musicalu, polegającego na przedstawianiu trudnych tematów w komunikatywny sposób. Zaznaczam to, bo w Polsce do tej pory nie było takiego musicalu. Wiem coś niecoś na ten temat, bo interesuję się tym gatunkiem i śledzę co się wystawia. U nas są to głównie musicale ze schodami, piórami itp.
Doman Nowakowski
– Jeśli chodzi o mnie, nie znam się na musicalach. Gary, czy mógłbyś scharakteryzować musical broadwayowski?
Gary Guthman
– Broadway od wielu lat podejmuje ważne społecznie tematy. Czerpie dużo z opery. Podobnie jak w operze, potrafi za pomocą śpiewu przekazać każdą emocję. Mimo że w musicalach broadwayowskich śpiew zajmuje średnio 85 proc., a dialogi ledwie 15 proc. – teksty mówione wymagają aktorstwa, takiego jak w filmie. Podsumowując, Broadway skupia wybitnie utalentowanych wykonawców.
W Warszawie też udało nam się zebrać bardzo dobrą dziewiątkę wykonawców, a także znakomitą reżyserkę, która nie tylko podążała za moimi i Domana intencjami, ale również dodawała ciekawe rzeczy od siebie. Kiedy, poszukując reżysera, poznałem Natalię, od razu wiedziałem, że nie muszę już szukać dalej. I nie zawiodłem się.
DWA ŚWIATY
Piotr Cyrwus – gra ducha przedwojennego właściciela kamienicy lub, jak kto woli, postać ze snu jednego z bohaterów
– Należę do pokolenia, które uczyło się w szkole historii tylko do II wojny światowej. Na niej podręcznik się kończył. Na studiach aktorskich nie mówiło się o tym, co działo się później. Dopiero jak powstała Solidarność i zaczęto wydawać książki na temat późniejszych wydarzeń – dowiedziałem się tego, czego nie było w szkole.
Któregoś dnia zgadałem się z Garym na temat wspomnień z dzieciństwa – jesteśmy mniej więcej z tego samego pokolenia – i co się okazało. Gdy on włączał telewizor na ulubiony program, słyszał piosenkę o pięknym dniu, jaki czeka każdego poranka, a ja słyszałem: „Deszcze niespokojne…”.
Jesteśmy z dwóch różnych światów. I Gary te światy pokazuje w Liście z Warszawy. One nadal istnieją. Byłem parę razy w Ameryce i spotykałem tam ludzi żydowskiego pochodzenia, którzy patrzyli na naszą Polską «tak, a nie inaczej», ale też znam w Polsce Polaków, którzy patrzą na Żydów «tak, a nie inaczej».
Miałem zaszczyt poznać pana Marka Edelmana. Później zrobiłem monodram, dzięki któremu zagłębiłem się w historię relacji polsko-żydowskich. Nie chcę wkraczać na teren polityki, która wykorzystuje emocje do manipulacji, ale zawsze uważałem, że trzeba o tym rozmawiać i wyjaśniać nieporozumienia. List z Warszawy jest kroplą w dyskusji na ten temat, ale myślę, że to ważny głos, bo Gary i Doman zwracają uwagę na istotę problemu. Wszystko zależy od wzajemnego nastawienia. Musimy się porozumieć, nie mamy innego wyjścia.
WYZWANIA
Piotr Bajtlik – gra nowojorczyka, wnuka pochodzącej z Warszawy Sary, mieszkającej przed wojną w kamienicy, której dotyczy tytułowy list
– Ta rola była dla mnie wyzwaniem. Po raz pierwszy gram na scenie w języku angielskim. Mówię po angielsku i nie mam problemu z komunikowaniem się, ale granie Amerykanina wymaga zupełnie innej znajomości języka. Zawsze ciągnęło do śpiewania, ale do tej pory byłem wyłącznie aktorem dramatycznym. W Liście z Warszawy debiutuję jako musicalowy. Muzyka Garego jest piękna, ale nieprawdopodobnie wymagająca, zwłaszcza dla kogoś takiego jak ja, kto nie ma wykształcenia muzycznego.
Poza językowym i wokalnym wyzwaniem, praca nad tym musicalem była dla mnie niezwykłym przeżyciem. To nie jest jedno z wielu przedstawień, w którym gram. To dla mnie wyrazisty i ważny spektakl. Chciałbym, żeby takim stał się również dla widzów.
Agnieszka Kurowska – babcia Sara, ocalała z Holocaustu warszawianka, która po II wojnie wyemigrowała do Nowego Jorku
– Propozycja zagrania babci w musicalu spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Wprawdzie skończyłam wydział wokalno-aktorski, ale jestem śpiewaczką operową. Przez 3 miesiące pracowałam indywidualnie z Garym nad tym, żeby mój głos stał się o dwie oktawy niższy. Przyznam się, że ten obniżony głos bardzo mi pomógł zbudować tę postać.
Gary wspomniał, że musical czerpie z opery. W Liście z Warszawy faktycznie są emocje typowe dla dramatu operowego: miłość, nienawiść, zazdrość…
Muszę koniecznie dodać, że atmosfera podczas prób była cudowna. Nie było między nami rywalizacji, która zazwyczaj jest na scenie operowej. Tutaj wszyscy wspieraliśmy się wzajemnie. Była to przewspaniała współpraca, za którą każdemu z Was bardzo dziękuję.
Sasha Strunin – gra współczesną, młodą Polkę, córkę dyrektora teatru mieszczącego się w kamienicy, której Sara jest spadkobierczynią
– Już podczas czytania libretta poczułam i polubiłam tę postać. Jest ona uosobieniem rozsądku w tym trudnym dialogu. Gdy dowiedziałam się o castingu, czym prędzej na niego poleciałam, mimo że nie mam żadnego przygotowania aktorskiego. Jestem piosenkarką jazzową, z Garym pracowałam już wcześniej. Pochwalę się, że skomponował muzykę do moich dwóch albumów.
Wiedziałam, ile zdrowia i emocji kosztowało Garego doprowadzenie do realizacji tego musicalu, zresztą nie tylko jego, wszystkie zaangażowane w to przedsięwzięcie osoby, szczególnie żonę Garego, Małgosię Guthman (wybitną harfistkę, znaną wcześniej jako Małgorzatę Zalewską, przyp. redakcji). W czasie prób Małgosia panowała nad wszystkim, była naszym dobrym duchem. Bez niej nie byłoby tego musicalu.
Chciałam też podziękować Natalii, że mnie wybrała.
Na casting zgłosiło się ok. 20 aktorek, ale Sasha pobiła wszystkie. Jej konkurentki przyszły z nastawieniem, że mają zaśpiewać piosenkę i nic więcej nie muszą robić, a ona jedna od razu zagrała, pokazując jak czuje tę postać. Nie miałam wątpliwości, że poradzi sobie w aktorskich zadaniach.
Chciałam jeszcze zwrócić uwagę na kostiumy i choreografię. Akcja Listu z Warszawy dzieje w latach 90. ubiegłego wieku. Nie można jej było umieścić współcześnie, bo babcia Sara musiałaby mieć wówczas ponad 90 lat. Paulina Czernek bardzo udanie nawiązuje do końcówki XX wieku i w kostiumach, i w scenografii.
Z ułożeniem jedynej sceny tanecznej, umieszczonej w niecodziennym miejscu, bo w getcie, znakomicie poradził sobie Bartosz Figurski.
Wybór i redakcja wypowiedzi Alina Ert-Eberdt