Koncert Mariusza Patyry na Zamku Królewskim w Warszawie, w ramach styczniowego repertuaru Warszawskiej Opery Kameralnej, wypełniły w większości utwory z jego najnowszej płyty Mariusz Patyra No 24. Tytuł albumu nawiązuje oczywiście do 24 Kaprysu Niccola Paganiniego, najtrudniejszego z całego cyklu, który jest popisowym utworem Patyry. Od niego zaczyna się płyta i od niego rozpoczął się koncert w Zamku. Artyście towarzyszył Mariusz Patyra Quintet.
W oficjalnym programie występu było 11 utworów, m.in. Cantabile Paganiniego w oryginale napisane na gitarę (Paganini, o czym się nie pamięta, był nie tylko wirtuozem skrzypiec, ale również gitarzystą) i Chopinowski Nokturn cis-moll. Aranżacje na skrzypce z towarzyszeniem kwintetu smyczkowego, tych i większości pozostałych wykonanych w Zamku kompozycji, zrobił Krzysztof Herdzin. Publiczność, która 4 stycznia 2020 r. przybyła do Sali Balowej Zamku Królewskiego, była świadkiem prawykonania 24 Kaprysu z towarzyszeniem kwintetu.
Chasyda, zmarłego w wieku zaledwie 26 lat, ceniono za vibrato. Fritz Kreisler twierdził, że skrzypek taki jak Heifetz rodzi się co 100 lat, a taki jak Chasyd co 200. Jakie było to jego vibrato – to już ja dodaję od siebie dla zainteresowanych – można posłuchać na stronie Konkursu Wieniawskiego. Chasyd jako czternastolatek uczestniczył w I Konkursie w 1935 r.
Kreisler także zabrzmiał na Zamku. Z twórczości tego mistrza muzyki salonowej Mariusz Patyra i jego Quintet wybrali Kaprys wiedeński. Po ostatnim utworze publiczność zgotowała Patyrze owację na stojąco. Na pierwszy bis artysta wykonał przesławnego Czardasza Vittoria Montiego. W Internecie można odszukać nadzwyczajne wykonanie tego utworu, na dwoje skrzypiec, w interpretacji Patyry i Zbigniewa Wodeckiego. Aż iskry lecą! Osobiście traktuję to nagranie jako doładowanie optymizmem. Nie inaczej Patyra zagrał Czardasza w Zamku. Na drugi bis, na wyciszenie emocji, przepięknie zagrał Oblivion Astora Piazzolli.
Kunszt Mariusza Patyry zniewala. Wirtuozeria jest rzeczą oczywistą. Ale to nie wszystko. Z jego gry, a także z niego samego emanuje coś nieuchwytnego, trudnego do zwerbalizowania, co sprawia, że słuchacze odczuwają rodzaj radosnego uniesienia.
Fot. Jarosław Budzyński/Serwis prasowy Warszawskiej Opery Kameralnej