Mizantrop w Teatrze Narodowym w Warszawie, reż. Jan Englert
Premiera na Scenie Studio 10 grudnia 2022
Klasyka ma to do siebie, że zazwyczaj jest ponadczasowa. Po bez mała 350. latach od prapremiery Mizantropa Molière’a, tytułowy bohater, który niechętnie obcuje z ludźmi, gdyż ma ich za obłudników i najlepiej czuje się, gdy jest sam – nie przestaje intrygować. Mizantrop odsłania naturę ludzką, a to temat, który zawsze będzie aktualny.
Atutem przedstawienia w Teatrze Narodowym w Warszawie jest przekład Jerzego Radziwiłowicza z zachwycającymi frazami. Mimo że tekst jest wierszem, odnosi się wrażenie naturalnej mowy. To również zasługa grających w tym przedstawieniu aktorów, którzy potrafią podawać frazę. Poza tym sugestywnie grają gestami, mimiką, spojrzeniami. Wszyscy są absolwentami warszawskiej Akademii Teatralnej i niegdysiejszymi studentami prof. Jana Englerta (większość z nich była nimi jeszcze do niedawna), co na pewno zaważyło na tym, co potrafią.
Alcesta, tytułowego mizantropa, gra Grzegorz Małecki. Oglądając kolejną inscenizację tej samej sztuki mimo woli ocenia się interpretacje poszczególnych postaci przez porównanie. Dla mnie odniesieniem jest Mizantrop sprzed paru dekad w stołecznym Teatrze Dramatycznym za dyrekcji Gustawa Holoubka, z Markiem Walczewskim w tytułowej roli. Grzegorz Małecki jest zupełnie innym Alcestem. Ani gorszym, ani lepszym. Współczesnym. Podkreśla to jego kostium. Małecki/Alcest jest ubrany tak samo jak mężczyźni w jego wieku, których dziś widujemy. Po dzisiejszemu ubrany jest też Filint, najbliższy przyjaciel Alcesta, grany przez Pawła Paprockiego, natomiast pozostali bohaterowie sztuki mają kostiumy nawiązujące do stylów z różnych epok. Zaprojektowała je Martyna Kander.
Jako żart odbieram scenę będącą ukłonem w stronę sklepu z luksusowymi ubraniami, obuwiem i galanterią – mającego w nazwie nazwisko autora sztuki. Co więcej, ów sklep sąsiaduje z Teatrem Wielkim, w którego skrzydle mieści się Teatr Narodowy. Nie jest tajemnicą, że to podziękowanie za użyczenie spektaklowi pary butów i torebki. Aluzja czytelna tylko dla warszawiaków, ale pozostaje żartem. Nie przydawałabym tej scenie roli łącznika między czasami Moliera, a naszymi. Co niektórzy czynili, krytykując twórców za, cytuję, „banalny pomysł”.
Według Jana Englerta, Mizantrop jest sztuką o egoizmie. W rozmowie z Moniką Mokrzycką-Pokorą, opublikowanej na stronie Teatru Narodowego, reżyser powiedział:
„Bohaterowie Mizantropa w gruncie rzeczy nie mają sobie nawzajem nic dobrego do powiedzenia, każdy z nich myśli o sobie, prowadzi jakąś grę. Jak Alcest, który, powołując się na idee, również przede wszystkim myśli o sobie. Zaimek »ja« w jego ustach jest rzeczą naturalną. Ten zaimek jest przecież dzisiaj najważniejszy: »to jest dla m n i e ważne« – mówimy. Minęło kilkaset lat, a ciągle jesteśmy tacy sami, nic się w nas nie zmieniło. W ogóle nic”.
I to właśnie najmocniej przebija ze sceny.
Muzykę skomponował jeden z aktorów, Paweł Paprocki, który sam gra ją na żywo na pianinie. Raz zastępuje go przy klawiaturze Grzegorz Małecki, który także odebrał muzyczne wykształcenie (jak na syna kompozytora przystało). To taki ujmujący naddatek tej inscenizacji, którą warto zobaczyć choćby tylko dla znakomitego przekładu Jerzego Radziwiłowicza.
Najbliższe spektakle: 21, 22, 23 kwietnia i 12, 13, 14 maja 2023