Giuseppe Verdi Moc przeznaczenia Teatr Wielki – Opera Narodowa
Dyrygent – Patrick Fournillier, reżyseria – Mariusz Treliński, scenografia – Boris Kudlička.
W rolach głównych: Izabela Matuła – Donna Leonora, Tadeusz Szlenkier – Don Alvaro, Krzysztof Szumański – Don Carlo.
Obsadę uświetnił Tomasz Konieczny wykonujący dwie partie: Generała Calatravy (ojca Leonory) i przeora klasztoru.
Premiera warszawska 13 stycznia 2023.
Mariusz Treliński, który – warto w tym miejscu przypomnieć – przyszedł do teatru operowego z kina, w przedpremierowym wywiadzie udzielonym Annie Dębowskiej dla „Gazety Wyborczej” powiedział, że dostrzegł w Mocy „… coś, co stanowi fundament amerykańskiego kina, jej główne postaci przechodzą na naszych oczach głębokie przemiany”.
(W Met zaplanowano tę inscenizację na 2024 rok).
Ciarki przechodzą po plecach na widok pojawiającej się w trzecim akcie wysokiej na kilka metrów, zwieńczonej zwojami kolczastego drutu konstrukcji, jednoznacznie kojarzącej się z zaporą wzniesioną niedawno na granicy Polski z Białorusią. Akcja Mocy toczy się m.in. podczas wojny, a skoro widz ma mieć poczucie, że ogląda w teatrze świat, w którym żyjemy dzisiaj, ten pomysł broni się.
W przedstawieniu wykorzystana jest scena obrotowa, wirująca częściej niż wymaga tego zmiana miejsca akcji. Jak słyszałam, w intencji twórców tej inscenizacji ma to obrazować koło fortuny i nawiązywać do tytuły opery. Ta interpretacja jest dla mnie nieco naciągana. Ten znany zabieg inscenizacyjny raczej nie skłania do doszukiwania się symbolicznego znaczenia. W każdym razie nie nasuwa się ono w pierwszej kolejności.
Magnesem w obsadzie jest Tomasz Konieczny, który śpiewał dotychczas w trzech inscenizacjach Mocy przeznaczenia (w Mannheim, Düsseldorfie i Operze Wiedeńskiej). W każdej z nich wykonywał partię zakonnika Melitone. W Warszawie został obsadzony inaczej. Nietypowo dla swego głosu i w dodatku podwójnie. Wykonuje on partie ojca głównej bohaterki i Ojca Gwardiana, co daje bardzo dobry efekt dramaturgiczny. (Wiarygodne staje się to, że Leonora zaczyna dostrzegać w przeorze cechy swego ojca, którego śmierci była współwinna. Świetny pomysł!) Obie role są basowe, a Tomasz Konieczny jest bas-barytonem, niemniej jego głos bardzo dobrze zabrzmiał w obu tych partiach.
Najbardziej z całej obsady podobał mi się Tadeusz Szlenkier. Zachwycił on nie tylko mnie. Dostał na koniec najrzęsistsze i najdłuższe brawa. W pełni zasłużone!
Nie mam nic przeciwko interpretacji roli Leonory przez Izabelę Matułę. Żeby zachować obiektywizm dodam, że słyszałam od niejednej osoby słowa uznania nt. jej występu, jednak w moim odbiorze przyćmiły go kreacje Szlenkiera i Koniecznego.
Jeżeli chodzi o Don Carla – spirytus movens intrygi w tej operze – odniosłam wrażenie, że zaproszony do tej roli Krzysztof Szumański w spektaklu, który widziałam nie był w swojej najlepszej formie…
Z postaci drugoplanowych na wyróżnienie zasługują Dariusz Machej (Melitone) i Mateusz Zajdel (Trabuco). Pierwszy przede wszystkim za śpiew, drugi, jak zawsze w jego przypadku, za wyborne aktorstwo.
Na wysokości zadania, tak wokalnie, jak i aktorsko stanął chór. Ładna scena zbiorowa procesji zakonników zrekompensowała mi trochę zdegustowanie wspomnianymi wcześniej tańcami spod znaku peep-show.
Moc przeznaczenia skomponowana w dojrzałym okresie twórczości Verdiego (jest piątą od końca spośród 26 oper, które Verdi napisał) zawiera sporo autocytatów, m.in. z Trubadura, ale to wcale nie przeszkadza. Przeciwnie, słucha się tej muzyki z wielką przyjemnością. Z uwerturą, która zyskała własne, niezależne życie koncertowe i powracającym motywem przeznaczenia na czele.
Miejsce, w którym siedziałam znajdowało się na wprost dyrygenta, więc zerkałam na Particka Fournilliera. Widać było, że prowadził wykonanie z ogromnym zaangażowaniem i ekspresją. Nie trzeba chyba zapewniać, że przekładało się to na doskonałe brzmienie orkiestry.