Ostatni wiking Scenariusz i reżyseria Anders Thomas Jensen
Obsada: Mads Mikkelsen, Nikolaj Lie Kaas, Sofie Gråbøl, Kardo Razzazi, Nicolas Bro
Ostatni wiking zebrał bardzo dobre recenzje po pokazie na ostatnim MFF w Wenecji. Jest to czarna komedia, chyląca się mocno w stronę surrealizmu, a nawet absurdu. Czarna komedia nie należy do moich ulubionych gatunków filmowych. Choć wszystko dzieje się na niby, nie śmieszą mnie gagi, które bazują na sytuacjach, które w realnym życiu wiążą się z przemocą, zadawaniem bólu, zagrożeniem życia czy wręcz śmiercią. Na takich właśnie gagach Ostatni wiking stoi. Z pewnych rzeczy nie wolno robić sobie śmichów chichów. I tu zaspoileruję; z obcięcia palca.
W retrospekcjach ukazujących dzieciństwo głównych bohaterów, zrealizowanych na serio i dojmująco realistycznie – kara, jaką surowy ojciec wymierza synom za błahe przewinienie jeży włos na głowie.
Okrucieństwo jest też obecne w animacjach: rozpoczynającej i kończącej film.
Jeśli tak ma wyglądać wychwalane przez recenzentów Ostatniego wikinga żonglowanie gatunkami filmowymi, to ja bardzo dziękuję za taką różnorodność.
Fabuła pozornie jest średnio wciągająca. Można ją nawet określić jako udziwnioną. Główni bohaterowie to dwaj bracia, z których jeden choruje psychicznie, a drugi jest przestępcą.
Zanim brat przestępca trafił do więzienia za rabunek, zlecił choremu umysłowo bratu ukrycie łupu. Akcja zawiązuje się na dobre, gdy po czternastu latach odsiadki, rabuś wychodzi na wolność i chce odzyskać pieniądze. Tymczasem jego brat albo nie pamięta, albo nie chce wskazać, gdzie je zakopał. A do tego, w następstwie choroby, wydaje mu się, że jest Johnem Lennonem. Wątek nawiązujący do Beatlesów zostaje dalej rozwinięty, ale nie jest on najważniejszy w tym filmie. Służy tylko jako pomocniczy do opowiedzenia o czymś zupełnie innym.

Absurdy, które mają drugie dno pojawiają się nie po raz pierwszy w scenariuszu Andersa Thomasa Jensena. I jeżeli tak odbierać Ostatniego wikinga – spogląda się na niego łaskawszym okiem. Na MFF w Wenecji Jensen opowiadał, że pomysł na ten film wyrósł z jego obserwacji dotyczących tożsamości i przynależności. Fascynowało go zgłębienie pragnienia bycia kimś rozpoznawalnym, a także tego, co się dzieje z człowiekiem, który traci rozpoznawalność.
W przesłaniu, które Jensen skierował do widzów, napisał m.in.: „Ostatni wiking mówi o tym, że każdy z nas jest kimś więcej niż jedną osobą, co ma zachęcić do bardziej holistycznego postrzegania innych, dzięki czemu będziemy bardziej skłonni wybaczać, a mniej skłonni osądzać”.
A jak się ma do tego tytuł filmu? A i owszem, są w tym filmie odniesienia do wikingów. I jest ich całkiem sporo. Ale trzeba coś wiedzieć o tych najemnych, skandynawskich wojownikach. W przeciwnym razie aluzje nie będą czytelne.
Anders Thomas Jensen chyba pół żartem, pół serio nawiązał do wyglądu Madsa Mikkelsena w Ostatnim wikingu w rozmowie dla Variety Magazine: „Mikkelsen chciał w ten sposób wyrazić dwoistość swojej osobowości, a konkretnie to, że jakaś jego część chce być brzydka”.
A serio (to już dodaję od siebie), słowa najwyższego uznania należą się Mikkelsenowi za wykreowanie zagubionego, wrażliwego człowieka za pomocą subtelnych środków. Ten szpetny look też miał tu znaczenie. Choćby tylko dla tej roli tego znakomitego aktora warto zobaczyć ten film.