Serce dębu – recenzja. Reżyseria Laurent Charbonnier i Michel Seydoux. Ten drugi jest także współscenarzystą i współproducentem. Premiera polska: 7 października 2022.
Głównemu bohaterowi tego niezwykłego filmu – dębowi szypułkowemu, rosnącemu od 1810 r. we francuskiej miejscowości Bracieux – partnerują: wiewiórki, słoniki żołędziowce, mrówki, sikorki, sójki, puszczyki, dziki, sarny, polne myszy. Z offu nie pada ani jedno słowo! Słychać wyłącznie głosy „aktorów” filmu oraz odgłosy ich obecności – stukanie, szelesty itp. Uzupełnia je doskonale współbrzmiąca z dźwiękami natury muzyka Cyrille’a Auforta.
Nie jest to film przyrodniczy z rodzaju tych, jakie do tej pory znaliśmy. Zadanie, jakie postawili sobie twórcy Serca dębu polegało na ukazaniu tematu dokumentalnego za pomocą rozwiązań technicznych stosowanych w filmach fabularnych. Serce dębu ma fabułę. Zaczyna się od Hitchcockowskiego trzęsienia ziemi – od raptownej burzy z wichurą i silną ulewą, która jedne zwierzęta oszczędza, a innym mocno daje się we znaki.
Widz zaznajamia się z ekosystemem dębu, tak jakby obserwował życie mieszkańców miejskiego bloku. Poznaje ich zwyczaje, podgląda sąsiedzkie relacje itp. Zwierzęta rywalizują ze sobą w zdobywaniu żołędzi, które dla większości stanowią pokarm, a dla samiczki słonika żołędziowca (gatunek chrząszcza) jest to miejsce składania jajeczek, a zatem środowisko nieodzowne do istnienia gatunku.
Kiedy człowiek nie ingeruje w ekosystem, wtedy regulują równowagę i utrzymują w nim bioróżnorodność prawa natury. Twórcy filmu wyraźnie to sygnalizują, ale na ekranie, za co jestem im wdzięczna, ani razu nie oglądamy śmierci. Uprzednie przyglądanie się z bliska życiu wszystkich bez wyjątku mieszkańców dębu, wyzwala w widzu empatię. Staje on po ich stronie. Oddychałam z ulgą za każdym razem, gdy potencjalnej ofierze udawało się ujść z życiem. Można to też odbierać symbolicznie jako nadzieję, że nasz świat jednak przetrwa.
Prace merytoryczne nad tym filmem ruszyły w 2017 r. Twórcom zależało na osiągnięciu równowagi między realizacją ich scenariusza a naturą. Konsultowali się ze specjalistami w zakresie flory i fauny. Kręcenie zdjęć objęło wszystkie pory roku. Posługiwali się najnowszymi technologiami audiowizualnymi i modyfikowali standardowy sprzęt, żeby pokazać świat najmniejszych stworzeń. Używali kamer wirtualnych 360°, eksperymentowali z wideografią. Dzięki świetnemu montażowi wydaje się, że zwierzęta obserwują, co się dzieje w ich mateczniku i widzą to samo, co my.
Laurent Charbonnier i Michel Seydoux podkreślają, że podczas realizacji filmu mieli na względzie nie tylko walory estetyczne, ale przede wszystkim etyczne. Oba cele zostały osiągnięte.
Zdjęcia – materiał prasowy dystrybutora/ Best Film Co