Sondra Radvanovsky – światowej sławy śpiewaczka, Amerykanka z czeskimi korzeniami ze strony ojca – jest szczególnie ceniona za kreacje w operach Verdiego. Do występu w Operze Leśnej w Sopocie, w ramach festiwalu NDI Sopot Classic, zachęcił ją Piotr Beczała, który wystąpił na tym samym festiwalu cztery lata temu. Zafrapowało ją, że jest to scena operowa znajdująca się w lesie o niespotykanej, doskonałej, naturalnej akustyce. (Z Beczałą w ubiegłym roku dali wspólny, zachwycający koncert w Met, który zostanie powtórzony latem 2023 r. w Grand Teatro del Liceu w Barcelonie. Wcześniej brylowali razem na tej samej scenie w Luisie Miller Verdiego).
Do recitalu w Operze Leśnej wybrała trzy arie Verdiowskie: «Tacea la notte» z Trubadura, «Merce, dilette amiche» z Nieszporów sycylijskich i «Pace, pace mio Dio» z Mocy przeznaczenia. Trzy arie z oper Pucciniego: «Vissi d’arte» z Toski, «Sola, per duta abbandonata» z Manon Lescaut i «O mio babbino caro» z Gianni Schicchi. Dołączyła do nich arię «Io son l’umile ancella» z Adriany Lecouvreur Francesco Cilei i arię, której nie mogło zabraknąć w programie koncertu tej śpiewaczki – «Měsíčku na nebi hlubokém» z Rusałki Dvořáka. Raz, że to popisowa aria dla sopranów, dwa – ze względu na czeskie pochodzenie Sondry Radvanovsky, która wspomniała o nim publiczności Opery Leśnej. Opowiadała, że od dziecka słyszała w domu rodzinnym ojczysty język ojca, ale ojciec nie przymuszał jej do nauczenia się czeskiego. Wręcz przeciwnie. Uznał, że jest Amerykanką i powinna identyfikować się z kulturą, w której przyszła na świat i wzrastała. W Operze Leśnej ujęła publiczność tym, że zadedykowała arię Rusałki ojcu. W sumie, w oficjalnym programie, było osiem arii, po cztery w każdej z dwóch części koncertu. Przeplatały je fragmenty orkiestrowe, którymi były uwertury do oper Verdiego (Moc przeznaczenia, Luisa Miller, Joanna d’Arc) oraz intermezzo do opery L’amico Fritz Pietra Mascagniniego.
Radvanovsky ujęła mnie również sposobem bycia. Dziś jest już dojrzałą kobietą, ale w środku nadal pozostała sympatyczną, skromną amerykańską dziewczyną.
Współczułam jej, że musiała marznąć w estradowych, cienkich sukniach. Aura nie była dla niej łaskawa. Tego lipcowego wieczoru przeraźliwie się ochłodziło. Publiczność siedziała w swetrach, kurtkach i okrywała się szalami, a nawet pledami. Jednocześnie podziwiałam Sondrę Radvanovsky, że to przeszywające zimo jej nie przeszkodziło. Nie wpłynęło negatywnie na jej interpretację. I to też jest dowodem niebywałych umiejętności.
Byłam tylko na koncercie Sondry Radvanovsky, ale zorientowałam się, że cały program tegorocznego NDI Sopot Classic był ciekawy i różnorodny. Na pochwałę zasługuje też starannie wydany folder festiwalowy. Programy koncertów wokalnych zawierają teksty wykonywanych utworów, zarówno w języku oryginału, jak i w polskim tłumaczeniu. Oprócz zwyczajowych biogramów artystów są zamieszczone interesujące, dziennikarskie teksty o wykonawcach. I jest on do wzięcia bezpłatnie.
Gratulacje dla Realizatorów.
Brawo maestro Wojciech Rajski!