John Blow (1649–1708) Venus and Adonis. Polska Opera Królewska. Premiera 22 lutego 2025
Kierownictwo muzyczne – Krzysztof Garstka
Reżyseria oraz projekcje i wspótworzenie reżyserii świateł – Pia Partum
Soliści: Olga Pasiecznik/Anna Radziejewska – Wenus, Adam Dobek/Paweł Michalczuk – Adonis, Jakub Foltak/Jan Jakub Monowid – Kupidyn, Sylwester Smulczyński – Myśliwy
Wenus i Adonis uznaje się za pierwszą operę angielską. Określenie maska (opera maska) wykształciło się ponad trzysta lat temu w Anglii i miało związek z oczekiwaniami tamtejszej, ówczesnej publiczności. (Analogicznie, we Włoszech uformowała się opera seria, a we Francji – opéra-ballet i tragédie lyrique). W pełni wykrystalizowana maska zawierała: dialogi mówione, śpiew, pantomimę i taniec. Tematem pierwszych masek były najczęściej mity.
Wenus i Adonis Johna Blowa, jeżeli nawet nie pierwsza, to jedna z pierwszych oper angielskich, powstała, co wiemy z dedykacji, „dla rozrywki króla”. W ciągu mniej więcej godziny mieszczą się trzy akty, ukazujące historię wzajemnej miłości bogini Wenus i śmiertelnika – pięknego młodzieńca Adonisa. Według jednego mitu, Adonis ginie na polowaniu zabity przez dzika, a w wersji innego – przez zazdrosnego o Wenus któregoś z mitologicznych bogów, który przybrał postać dzika.
Reżyserka przedstawienia podeszła do tematu, patrząc z uniwersalnej perspektywy. Zainspirowała się jeszcze innym mitem, w którym to sama Wenus z nakazu Zeusa posyła Adonisa na śmierć. I tak, w przedstawieniu Pii Partum Wenus w miłosnych scenach z Adonisem wie, że go wkrótce straci. Wysyła ukochanego na polowanie ze świadomością, że on na mim zginie. A niczego nieprzeczuwający Adonis, w przeciwieństwie do Wenus, z niezmąconą rozkoszą oddaje się miłosnym uniesieniom. W finale, w sensie uniwersalnym to nie bogini a kobieta cierpi po stracie ukochanego mężczyzny. Nie wiem, czy Pia Partum to dokładnie miała na myśli, ale naturalnie nasuwają się skojarzenia ze współczesnymi kobietami, którym mężczyzn odbiera wojna.
Scenografia jest minimalistyczna. Pia Partum uzasadnia ją tym, że naturalną scenografię tworzy Teatr Królewski w parku Łazienkowskim. Poczynając, już od prowadzącej do niego alei parkowej, przez foyer dworskiego teatru Stanisława Augusta Poniatowskiego, po pełną klasycystycznych rzeźb widownię. I to do mnie przemawia.
Poza tym niewielka scena, a przede wszystkim zabytek, jakim jest Teatr Królewski w Łazienkach wykluczający wbicie choćby jednego gwoździa, nie dają dużego pola manewru scenografowi.
Dekoracje z powodzeniem mogą zastąpić projekcje. W tym przedstawieniu jest to twarz Wenus ze znanego obrazu Botticellego. Wybór najprostszy z możliwych. Ale co ma oznaczać na tle tej twarzy stado drepczących i podrywających się do lotu gołębi – nie wiem. Może mam za małą wyobraźnię?
Źle skrojony kostium w następnej serii przedstawień można będzie poprawić. Niedociągnięcia w warstwie wizualnej w premierowym secie zrekompensowała strona muzyczna. Słuchanie Zespołu Instrumentów Dawnych Polskiej Opery Królewskiej Capella Regia Polona, którą od klawesynu dyrygował Krzysztofa Garstka, było dużą przyjemnością.