Ten skandynawski dreszczowiec był objawieniem na festiwalach w Sundance i Rotterdamie. Zachwycona publiczność przyznała mu swoje nagrody.
Należę do osób, które nie lubią bać się w kinie, więc kategoria thriller odstraszała mnie. Zakładałam nawet, że wyjdę w trakcie pokazu. Pierwsze sceny nie zapowiadają szczególnie interesującej fabuły. Operator linii 112 odbiera pospolite zgłoszenia. Telefonują pijani imprezowicze, niedzielni kierowcy, blokujący numer dowcipnisie.
Dopiero któryś z kolei telefon podnosi napięcie. Z jadącego samochodu dzwoni porwana kobieta. Po kilku dramatycznych zdaniach połączenie zostaje przerwane. Mężczyźnie udaje się ustalić numer i oddzwania. Zdany wyłącznie na telefon, podejmuje na własną rękę akcję ratunkową.
Widz poznaje całą fabułę tylko z rozmów telefonicznych. Wszystko dzieje się w jego wyobraźni. Kamera pokazuje głównie zbliżenia twarzy jedynego bohatera. Śmiały pomysł i majstersztyk operatorski.
Zaskakujące zakończenie staje się dającym do myślenia podtekstem do tytułu filmu. Dla mnie to arcydzieło.
Fot. Nikołaj Möller/Gutek Film