Czerwone maki – recenzja

Czerwone maki – recenzja

Doskonale zrealizowany film fabularny o bitwie o Monte Cassino. W wartką akcję, poczynając od dynamicznej pierwszej sekwencji, która nie ma jeszcze wiele wspólnego z najkrwawszą bitwą II wojny światowej – wplecione są kluczowe fakty historyczne. Z akcentem na udział Polaków. Na ekranie pojawia się nawet niedźwiedź Wojtek, o którego upomnieli się konsultanci. Pod ich naciskiem, już do gotowego scenariusza zostały dopisane sceny z tym nadzwyczajnym zwierzęciem, które przeszło z 2. Korpusem Polskim cały szlak bojowy i zostało wciągnięte na listę jego żołnierzy w stopniu kaprala.

Czerwone maki. Na pierwszym planie Leszek Lichota i Nocolas Przygoda. Fot. Olaf Tryzna.

Leszek Lichota i Nicolas Przygoda grają głównych bohaterów Czerwonych maków. Fot. Olaf Tryzna
Główny bohater filmu – postać fikcyjna, grana przez Nicolasa Przygodę – ma dwadzieścia parę lat i rozumuje podobnie jak jego współcześni rówieśnicy. Nie chce przedwcześnie umierać na wojnie, chce cieszyć się życiem. Dramatyczne dzieciństwo, które minęło mu w sowieckich łagrach, uczyniło z niego drobnego kombinatora i łobuziaka ze złodziejskimi zapędami, ale budzącego sympatię. Z Rosji wydostał się z armią generała Władysława Andersa jako jedna z tysięcy sierot.

U Andersa znalazł dla siebie miejsce w intendenturze. Do decydującego szturmu na Monte Cassino dołączył głównie z pobudek osobistych. Był zakochany w sanitariuszce.
Leszek Lichota świetnie zagrał reportera wojennego, którego pierwowzorem jest Melchior Wańkowicz. (Wańkowicz towarzyszył pod Monte Cassino żołnierzom 2. Korpusu i zaraz po wojnie napisał monumentalny, wydany w książce reportaż, poświęcony polskim bohaterom bitwy o Monte Cassino).

Czerwone maki. Michał Żurawski w roli gen. Władysława Andersa. Fot. Olaf Tryzna

Generała Władysława Andersa gra Michał Żurawski. Fot. Olaf Tryzna
Czerwonych makach zobaczymy postacie historyczne, które odegrały sprawczą rolę w utworzeniu polskiej armii w ZSRR, a potem wsławiły się na szlaku bojowym 2. Korpusu Polskiego: generała Władysława Andersa, dowódcę 2. Korpusu, którego gra Michał Żurawski (po zgoleniu brody i ostrzyżeniu na zero wygląda niemal identycznie jak gen. Anders na zachowanych fotografiach) i słabo już dziś znaną, a wartą przypomnienia postać generała Nikodema Sulika (w tej roli Bartłomiej Topa).

Autentyczną postacią jest kapelan dominikanin Adam Studziński, grany przez Łukasza Garlickiego. Wańkowicz pisał o nim, że w trakcie niemieckich ostrzałów niestrudzenie ściągał z pola bitwy rannych i zabitych. Naprawdę istniał także podporucznik Edmund Wilkosz, były harcerz, wyraziście grany przez Mateusza Banasiuka. Według relacji Melchiora Wańkowicza, ostatniego dnia walki (18 maja 1944 r.) 32-letni Wilkosz na czele grupy szturmowej prowadził atak na niemieckie bunkry i poległ trafiony kilkoma kulami w pierś i w brzuch.
Walki stoczone w dwóch ostatnich dniach bitwy są ukazane przejmująco realistycznie. Słowo rzeź samo się nasuwa. Nie byłam w stanie patrzeć na te sceny. Równie mocno, a nawet silniej przerażają obrażenia i jęki rannych w polowym szpitalu, nie mówiąc o operacjach bez znieczulenia…

Czerwone maki. Magdalena Żak i Mateusz Banasiuk. Fot. Olaf Tryzna

Magdalena Żak i Mateusz Banasiuk. Fot. Olaf Tryzna
Czerwone maki. Reżyserem, a także autorem scenariusza jest Krzysztof Łukaszewicz. Fot. Olaf Tryzna

Sceny decydującego ataku kręcono w Chorwacji. Fot. Olaf Tryzna

Sceny batalistyczne były realizowane w Chorwacji i Bułgarii. Oprócz rzeszy statystów, wzięły w nich udział grupy rekonstrukcyjne, które zadbały o wierność realiom na planie. Nauczyły aktorów m.in. właściwego trzymania karabinów podczas strzelania.
Szymon Piotr Warszawski (grający starszego brata głównego bohatera) oddał atmosferę powstawania scen batalistycznych słowami: „kręciliśmy w  360°”. Dookoła aktorów rozlegał się huk strzałów, w powietrzu kłębiły się tumany kurzu i unosił zapach prochu, a z nieba lał się żar. Do Żurawskiego i Warszawskiego wielokrotnie powracała wtedy myśl, że ich pradziadkowie walczyli pod Monte Cassino. Banasiakowi tak bardzo zależało na zagraniu w tym filmie, że zdecydował się na to, że będzie musiał kilka razy po wieczornym przedstawieniu w teatrze w Warszawie, wyruszać prosto na plan zdjęciowy w Chorwacji. Lichota na własną rękę pojechał na Monte Cassino, bo był ciekaw topografii terenu, na którym w rzeczywistości toczyły się walki. To emocjonalne zaangażowanie aktorów przebija się przez ekran.

W jednej z ostatnich, ale nie ostatniej scenie Czerwonych maków, w której na ruinach zdobytego klasztoru zawisła polska flaga, generał Anders mówi: „To zwycięstwo było potrzebne naszym żołnierzom”. Kiedy się wie, że wskutek ociągania się aliantów z pomocą, liczba ofiar po stronie polskiej była nadmierna – w tych słowach słyszy się gorycz. W książce Monte Cassino. Bitwa narodów II wojny światowej, której czwarte wydanie w Polsce ukazało się równocześnie z premierą filmu Czerwone maki, jej autor Matthew Parker pisze, że niemal połowa rozkazów do ataku wydanych Polakom nie miała uzasadnienia strategicznego. Epilog szlaku bojowego 2. Korpusu dla żołnierzy, którzy przeżyli, okazał się nie mniej tragiczny. Po zakończeniu wojny nie mieli dokąd wracać.

Czerwone maki. Fot. Olaf Tryzna

W filmie Czerwone maki nie mogło zabraknąć słynnej pieśni związanej z bitwą, której tytuł stał się też tytułem filmu. Ale nie usłyszymy jej ani razu śpiewanej! Zaistniała inaczej; w pięknej scenie, w której autor słów recytuje świeżo napisany przez siebie tekst siedzącym wokół niego żołnierzom – sprawdzając, czy go aprobują. W filmie nie pada jego nazwisko; jest to Feliks Konarski, pseudonim Ref-Ren – poeta, pisarz, również aktor i pieśniarz, i oczywiście żołnierz 2. Korpusu.
Fot. Olaf Tryzna

Nie o taką Polskę się bili, walcząc «za wolność waszą i naszą», a co więcej, domy rodzinne wielu z nich znalazły się poza granicami powojennej Polski.

Film kończy się zamknięciem wątku głównego bohatera (nie ma co ukrywać – mającego zachęcić młodych widzów do obejrzenia Czerwonych maków). Zakończenie jego historii jest dalekie od happy endu. Jest gorzko-słodkie – bliskie prawdziwego życia.

Segregator Aliny Ert-Eberdt

realizacja: estinet.pl